Rejestracja
Forum Forum o sporcie Strona Główna
FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj
Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  Forum Forum o sporcie Strona Główna » Piłka nożna

Autor Wiadomość
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pon 17:21, 12 Lis 2007 Back to top

Listkiewicz po wywiadzie Sport.pl: Ukarać prezesa Jagiellonii
mln
2007-11-12, ostatnia aktualizacja 2007-11-12 14:58

Na podstawie wywiadu udzielonego Sport.pl i "Gazecie Wyborczej" jeszcze dziś oficjalnie wystąpię do Wydziału Dyscypliny PZPN, by ukarał prezesa Aleksandra Puchalskiego - mówi nam szef polskiej piłki Michał Listkiewicz.


Prezes Jagiellonii mówił Sport.pl w niedzielę, że nie zamierza karać zadymiarzy ze swojego klubu, którzy stoczyli bitwę z policją w pociągu z Warszawy. Puchalski jechał zresztą z nimi pociągiem i zapowiada, że dalej będzie tak robił. Cały wywiad tutaj. [link widoczny dla zalogowanych]

- Prezes Jagiellonii opowiada rzeczy niedopuszczalne. Rozmydla problem i nie chce stanowczo reagować, a to tak, jakby próbował usprawiedliwiać chuligaństwo. Moim zdaniem powinien zostać ukarany. Jeszcze dziś złożę wniosek, by zajął się nim Wydział Dyscypliny - zapowiada Listkiewicz.

Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Wto 15:55, 13 Lis 2007 Back to top

Ścigam swastyki, runy, zaciśnięte pięści
Rozmawiał Radosław Leniarski
2007-11-13, ostatnia aktualizacja 2007-11-12 22:05


- W sumie przerwałem blisko 10 meczów. Były to bardzo drastyczne przypadki. Ani razu nie zdarzyło mi się nie zezwolić na wznowienie gry. A przypadków ze zdjęciem jakiejś flagi, dobrowolnym lub wymuszonym, nie zliczę - mówi Andrzej Tomaszewski, delegat PZPN ds. bezpieczeństwa, który zadecydował o zdjęciu flagi podczas meczu Legia - Jagiellonia


Radosław Leniarski: Kto stworzył listę symboli zakazanych, którymi posługują się delegaci ds. bezpieczeństwa?

Andrzej Tomaszewski, delegat PZPN ds. bezpieczeństwa: To lista skompilowana z internetu. Mam dwie - jedną szerszą i bardziej aktualną, a druga jest z broszurką. Znaki i symbole wraz z wyjaśnieniami otrzymujemy od Stowarzyszenia "Nigdy Więcej", które podejmuje walkę z rasizmem na wszystkich obiektach sportowych. Każdy delegat ma taki wydruk.

Ile meczów pan przerwał tak jak mecz Legii z Jagiellonią - z powodu wywieszonej flagi z zakazanym symbolem lub z powodu zachowania kibiców?

Pracowałem jako delegat jeszcze przed założeniem Wydziału Bezpieczeństwa, kiedy tylko zaczęły się pojawiać pierwsze objawy rasizmu w 1993 roku. W sumie przerwałem blisko 10 meczów. Były to bardzo drastyczne przypadki. Ani razu nie zdarzyło mi się nie zezwolić na wznowienie gry. A przypadków ze zdjęciem jakiejś flagi - dobrowolnym lub wymuszonym - nie zliczę.

Czy jako osoba władna przerwać mecz po wyszukaniu podejrzanego symbolu na trybunach czuje się pan jak detektyw, jak sędzia...

Czuję, że jestem drugim arbitrem głównym. Tyle że sędziuję na trybunach. I tak musi zostać, bo sporo zależy od mojej interpretacji - tak jak u sędziego głównego na murawie.

Sędziuję tylko mecze wysokiego ryzyka, więc za każdym razem podjęcie decyzji o interwencji jest bardzo trudne. Muszę wszystko zważyć i podjąć decyzję, która stwarza mniejsze zagrożenie dla spokoju. Ale też trzeba, aby oni - kibice, czy tez kibole, jak ich nazywa "Gazeta" - wiedzieli, że my widzimy, że rozpoznamy, że napiętnujemy znak lub treść, które nie mają prawa znaleźć się na stadionie, bo nie mają nic wspólnego ze sportem, z piłka nożną. Symbolizują rasizm, przemoc.

Najczęściej kibice sami zdejmują znak. Tak było w Łodzi w meczu Śląska Wrocław z ŁKS-em. Ja czasem też reaguję na sytuację na boisku. Ostatnio udało się zgrać moją interwencję ze strzeleniem pierwszej bramki dla Radomiaka. Łatwiej przekonać ludzi do zdjęcia flagi, kiedy ich drużyna prowadzi.

Czasem służba porządkowa zasłania symbol, tak jak stało się na Legii. Były też przypadki, że znak był usuwany przy pomocy porządkowych lub policji. Nigdy jednak taka akcja nie kończyła się bijatykami na stadionie. Wcześniej bowiem daję sygnał policji czy służbom porządkowym, że mam zamiar interweniować. Daję im szansę na wzmocnienie sił w kluczowym miejscu.

W sprawie meczu Śląska z ŁKS-em - były potem pretensje, że kazał pan zdjąć flagę z czaszką pirata.

Proszę pana, to nie tylko nie była czaszka pirata, lecz symbol nazistowski, ale też był wielki napis: "Skinhead". Tyle że było to oficjalne Stowarzyszenie Krzewienia czegoś tam na I i N, zatwierdzone przez sąd, więc wywieszono "S.K.I.N. Head". O tym, jak oni mydlą oczy, jak sciemniają, to jak mógłbym książkę napisać. Oni będą wszystko robili, aby zakamuflować, ale żeby treści były wysłane do określonych osób. Wciąż to jest jednak propagowanie przemocy i rasizmu.

Skąd pan odgaduje znaczenie symbolu?

Czasem intryguje mnie napis i chcę dowiedzieć się, jakie jest jego źródło. Na przykład "YH02" w Kielcach. Ponieważ jako delegat mam prawo wejść wszędzie na stadion, więc udałem starszego kibica, postawiłem kołnierz, zagadałem slangiem kibicowskim i dowiedziałem się, że to flaga "Young Hooligans 2002", czyli propagująca przemoc i chuligaństwo na stadionach. Kazałem zdjąć.

Gdzie indziej dowiedziałem się w ten sam sposób, że niewinnie wyglądający "ACAB", to "all cops are bastards". Zapytałem z głupia frant: " A to co? Jakie to skróty? Przeciwko działaczom naszym? "Nie, przeciw psom".

A "Mt 4.22"?

Nie znam. Biblia, Ewangelia Mateusza. Ale o co chodzi?

W Łodzi wywiesili kibice drużyny przeciwnej. Cytat mówi o konieczności opuszczenia łodzi.

To cytat biblijny, więc zostawiłbym. Bardziej koncentruję się na znakach, które mimo zmian zawierają rasistowskie treści.

Dlatego kazał pan zdjąć flagę Konfederacji Stanów Południa?

Mam ją we wzorach flag zakazanych, jest znakiem zwolenników niewolnictwa i Ku-Klux-Klanu. Używali jej kibice BKS Bielsko-Biała nieprzypadkowo. Przystosowali ją - zmieniając lekko jej kolorystykę - bo Bielsko-Biała jest jednym z najbardziej na południe wysuniętych miast

Przyjęli taką flagę, bo mieszkają na południu?

Tak, proszę pana. I chcą propagować takie treści.

Dlaczego pan się przyczepił do znaku Jagiellonii z pięścią na Legii?

Ja mam w katalogu symbol z pięścią, który oznacza "białą siłę". Pięść na stadionie w Warszawie to też symbol "białej siły" i bez znaczenia jest, że pięść na wzorze jest biała lub czarna, a na stadionie czerwona. Robią cuda-niewidy, ale my - jak walczymy na poważnie - nie możemy dać się zrobić w balona.

Swastyka hitlerowska była czarna, ale ja ścigam też swastykę białą, swastykę zmienioną, z ramionami grubymi i cienkimi. Podobnie z krzyżem celtyckim. Do mnie należy interpretacja. Nie jestem ślepym egzekutorem. Ostatnio na Polonii zauważyłem znak "1918-02 Pamiętamy", przy czym litera "t" była nordyckim runem "tyr", symbolem hitlerowskiej SA, wewnętrznym oznaczeniem Hitlerjugend i SA. Zadzwoniłem do Jacka Purskiego ze Stowarzyszenia "Nigdy Więcej", znawcy tych symboli, i on powiedział, aby transparent zostawić, bo napis nie odwoływał się do nazizmu.

Ile pan dał punktów w klasyfikacji fair play w skali 1-5 za ten mecz?

Jeden. Najmniej, ile tylko można.

W meczu Ruchu z ŁKS-em masażysta dostał cios z trybun monetą lub kamieniem, sędzia dostał śnieżką, trybuny śpiewały swoje ordynarne przyśpiewki na całego. A delegat powiedział, że było to skandaliczne zachowanie i dał aż trzy punkty.

Cóż. Niekonsekwencja.

Czy podejmuje pan dyskusję z kibicami, kibolami czy ochroną?

Zdarza się, że z kibicami. Na Widzewie ostatnio przygotowywali do wywieszenia flagę "Oprawcy" z zakapturzonymi sylwetkami. Ku-Klux-Klan, przemoc. I po rozmowie zdjęli i się nie pojawiła. Czasem szef ochrony obiektu mówi: "Proszę pana, może nie róbmy zadymy, nie chcemy tu rozrób". To się często zdarza. Ja wtedy nakazuję im zdjąć i gdy zaczynają znów sugerować, że może odpuśćmy, bo będą rozróby, mówię: "To wasz problem. Musicie być na to odpowiednio przygotowani".

Nie rozumiem takich sugestii. Ci kibole działają przeciw klubowi. W przypadku przerwania meczu często interweniuje policja lub ochrona, klub płaci karę finansową, zamykana jest trybuna lub sektor, następuje zakaz wyjazdów. I przegrywa na tym kibic, choćby nawet był zwykłym szalikowcem. W Warszawie na 1,2 tys. kibiców z Białegostoku około 200-300 to kibole. Pozostali to szalikowcy. A wśród 200-300 bojówkarzy jest czterech, pięciu. Na zdjęciach z monitoringu ich widać - zakapturzonych, a kiedy flaga została zdjęta, zdjęli bluzy i tyłem do kamery pokazali ten sam znak na plecach, który był na fladze. Oni robią swoją robotę.

Powiem więcej. To, co się dzieje na stadionach ekstraklasy, to betka. Rasizm, przemoc kwitnie w niższych ligach. Trzeba by to było zacząć wypleniać, począwszy od najniższej grupy rozgrywek.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Wto 19:01, 13 Lis 2007 Back to top

Tylko w Sport.pl: Kibic z "Żylety" przepytuje Steca
Rozmawiali Rafał Kurabiowski i Rafał Stec
2007-11-12, ostatnia aktualizacja 2007-11-12 17:49


Na legijną Żyletę chodzi od 13 lat. W sezonie opuszcza góra jeden-dwa mecze u siebie, bywa też na wyjazdowych. Płakał po słynnej klęsce z Widzewem. Dziennikarza "Gazety" i Sport.pl w sprawie walki z kibolstwem przepytuje zagorzały fan Legii Warszawa Rafał Kurabiowski.


Rafał Kurabiowski: Możesz umiejscowić kibola w hierarchii, którą tworzą kibice, ultrasi i hoolsi?

Rafał Stec: Kibiców nie hierarchizuję. Nie uważam zdzierającego gardło szalikowca za lepszego od pana, który na stadion wpada co jakiś czas z córką i na meczu zachowuje się w sposób stonowany. Za gorszego też go nie uważam. W przeciwieństwie do części szalikowców, którzy o "piknikach" mówią z pogardą.

Kibol jest gatunkiem odrębnym, niespełniającym definicji zarysowanej przeze mnie w felietonie "Szalik zobowiązuje": "Kibicami nazywam stadionowych bywalców, którzy fascynują się grą, szanują piłkarzy i chcą ich wspierać, nie wyznają barbarzyńskiej ideologii nakazującej nienawidzić wszystkich poza współwyznawcami, wyobrażają sobie mecz bez balastu wulgarności i agresji, które często ściągają potencjalnie piękne widowisko na dno prymitywizmu". To nie wszystko jednak...

...przepraszam, ale dla mnie opis odwrotny definiowałby po prostu chuligana. Po co używasz obraźliwego dla kibiców - np. tych siedzących na legijnej Żylecie - słowa "kibol"?

Chuligan to kategoria szersza. Można demolować przystanki autobusowe, pluć na staruszków etc. i nie być kibolem. Chcę jednak doprecyzować: za kibola uważam też wyznawcę filozofii sformułowanej przez wodzireja z "Żylety" w wywiadzie dla "Naszej Legii" - również przeze mnie przytaczanym. Jego system wartości opiera się na otwartej pogardzie dla piłkarzy i ich wysiłku, a także braku zainteresowania sportem. Zawodników nazywa "żałosnymi grajkami", chce - cokolwiek to znaczy - sławić Legię, ale nie "Legię jako zbieraninę Latynosów, Murzynów, Mongołów i Bóg wie kogo tam jeszcze". Przechwala się, że "zakazy wyjazdowe dla kibiców Legii są nieegzekwowalne". No i wreszcie kibol powtarza absurdalne "Legia to my". Mogę się zgodzić tylko z "Legia to również my". Bo w piłkę da się grać bez kibiców, ale nie da się kibicować bez piłkarzy.

Ale słowo "kibol" brzmi zbyt podobnie do "kibica"...

Wprowadziłem nowe pojęcie, bo nie znoszę językowego potworka "pseudokibic". Po pierwsze, nonsensownego, bo zadymiarz nie ma nic wspólnego z kibicem. Po drugie, pseudokibic brzmi zbyt neutralnie, a kibol - mocno pejoratywnie.

No dobrze, ale w proteście uczestniczy - bardziej lub mniej chętnie - cała "Żyleta". Bardziej lub mniej chętnie, bo niektórzy co jakiś czas sobie pokrzyczą - np. ja - niezależnie od tego, czy komuś się to podoba, czy nie. Zresztą moim zdaniem protest potrwa tylko do końca rundy. Dłużej nie pociągniemy, bo wiosną jest zbyt dużo szlagierów... W każdym razie ty sprawę kibolstwa powiązałeś z protestem na Legii. Zbyt dużo ludzi wrzuciłeś do jednego kotła. Ludzie z "Żylety", tacy jak ja, poczuli się właśnie atakowanymi przez ciebie kibolami.

Rzeczywiście, protest, skandal w Wilnie, a przede wszystkim wypowiedzi piłkarzy i trenera zainspirowały mnie do podjęcia tematu. Vuković ostatecznie wycofał się - a może ją złagodził? - z krytyki kibiców, ale to poniekąd zrozumiałe, bo piłkarzy przeciwstawiających się własnym trybunom nie ma wielu. To byłoby samobójstwo, chyba że jesteś legendą formatu Maldiniego.

Wracając do protestu - macie do niego święte prawo, ale "Gazeta" też ma prawo jego formę krytykować. Ja powiązałem go z kibolstwem, bo sądzę, że kibolska mniejszość dzierży tam rząd dusz i manipuluje kibicami. Poza tym karanie piłkarzy za zakazy stadionowe nałożone przez działaczy zdradza właśnie mentalność ludzi, dla których dobro drużyny nie jest wartością nadrzędną. Nie można przecież wykluczyć, że z dopingiem Legia pokonałaby Odrę, a stracone w tym meczu punkty mogą przesądzić o mistrzostwie lub braku awansu do pucharów.

Przesadzasz. Brak dopingu nie ma przełożenia na postawę piłkarzy, oni po prostu grają słabo.

To tak jakbyś twierdził, że wasz doping im nie pomaga. Jest potrzebny właśnie wtedy, kiedy im nie idzie.

To jak kibice mają protestować? Ty napisałeś teksty, nie interesując się argumentami naszej strony.

Po pierwsze, usiłowałem skontaktować się z kilkoma oburzonymi, którzy wpisywali komentarze na moim blogu (trzeba się logować, więc miałem adresy e-mail). Niestety, nie odpowiedzieli, choć jeden podpisał się nawet nazwiskiem. Ty przysłałeś list, zarzucając mi brak obiektywizmu, więc zaproponowałem rozmowę. Po drugie, stanowisko Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa znałem z oświadczenia. W pierwszym punkcie czytam, że "regulamin stadionu jest niezgodny z zasadami praworządności" i umożliwia karanie osób, które go nie złamały. Moim zdaniem to nieprawda. Nie jestem prawnikiem, więc mogę się mylić, ale jeśli klub łamie prawo, to niech SKLW go zaskarży. Może to zrobić też Ogólnopolski Związek Stowarzyszeń Kibiców, który przecież ma prawników, zresztą lobbuje np. za zalegalizowaniem pirotechniki na stadionach.

W drugim punkcie czytam, że SKLW żąda cofnięcia zakazu osobom związanym z przygotowaniem opraw meczowych, bo nie mają one nic wspólnego z chuligaństwem. Tymczasem klub wskazuje konkretne przewinienia, za które nakładał kary, powołując się na zapisy wideo i inne dowody. Dla mnie sprawa znów jest prosta: niech idzie do sądu każdy, kto uważa się za poszkodowanego. Jeśli klub mnie informuje, że X został ukarany za pijaństwo, pobicie kibica lub odpalanie rac, że w dodatku jest recydywistą, to mam wątpić i wszcząć własne śledztwo? Naprawdę zostaje tylko sąd, innych metod dojścia do prawdy nie znam. Zresztą jak patrzę na listę ponad stu kar dla Legii w ostatnich latach za kibicowskie wybryki, to instynktownie wierzę władzom klubu. I rzeczywiście nie widzę tutaj pola dla kompromisu, bo przecież klub nie może cofnąć kar tylko dlatego, że nie będzie dopingu.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby zakazów nie nałożono rok lub wiele miesięcy po incydentach, których dotyczyły. Dlaczego dopiero teraz?

Nawet jeśli rzeczywiście tak jest, to miałbym do klubu pretensje za opieszałość, a nie za to, że w ogóle karał. Wiem, że pijesz m.in. do sprawy kierującego dopingiem wodzireja z "Żylety", o którego powrót na trybuny w sporej mierze toczy się walka. Zdaniem klubu ma na sumieniu kilka przewinień, a co do jednego nie ma absolutnie żadnej wątpliwości, bo za odpalenie racy skazał go na grzywnę sąd, a teraz toczy się kolejny proces, bowiem policja się odwołała i chce, by zakazać mu uczestnictwa we wszystkich imprezach masowych, nie tylko w meczach Legii. W każdym razie okoliczności były nadzwyczajne, bo drużynę wyrzucono z pucharów, więc nie wykluczam, że klub ukarał tych, dla których wcześniej był pobłażliwy.

O waszym wodzireju powiem ci jednak coś jeszcze. Otóż gdybym ja był właścicielem klubu, nie chciałbym widzieć tego człowieka na stadionie już za to, co publicznie wygaduje. Nie zamykam mu ust, nie neguję wolności słowa, co mi zarzucają jego poplecznicy, ale też skorzystałbym z mojej wolności - do ustalania swoich reguł na swoim stadionie. Skoro jego ideologię, o której wspominałem na początku naszej rozmowy, uważam za szkodliwą, to nie chciałbym, by mieszał w głowach młodym kibicom, dla których jest autorytetem, bo potrafi świetnie prowadzić doping. Nie wiem teraz, jak musiałby brzmieć mój regulamin, ale zrobiłbym wszystko, by kibolską ideologię tępić. Za wszelką cenę. Choć oczywiście dałbym szansę każdemu, by wyraził skruchę, zweryfikował poglądy i się zmienił.

Tutaj nie chodzi tylko o niego, on tylko podaje tekst przyśpiewek, to może robić każdy. Chodzi o kibiców przygotowujących oprawę. Jeśli spośród 30 osób usuniesz 15, to naprawdę ciężko jest znaleźć kogoś, kto ich zastąpi.

Jeśli tak, to przyznaję, macie problem. Ale kto złamał regulamin, ponosi konsekwencje.

Ten regulamin jest w kilku miejscach sprzeczny z konstytucją.

To trzeba go zaskarżyć.

Ja wysłałem swój protest do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Poza tym wiele punktów spornych nie jest wcale jednoznacznych - np. problem rac. Wiesz, że istnieje furtka pozwalają odpalać je legalnie? Legia nawet kiedyś wynajęła firmę, która miała się tym zająć, ale wszystko źle przygotowano i z 30 rac zdołano odpalić ledwie jedną. Wtedy kibice poprosili klub, by mogli wysłać na odpowiednie przeszkolenie swoich ludzi i sami się zająć pirotechniką. KP Legia na początku na to przystała, ale potem, kiedy na innym stadionie race spadły na boisko, zmienił decyzję.

Dziwisz się? Klub musiałby wziąć odpowiedzialność za pirotechnikę jako organizator. Tymczasem nikt nie zagwarantuje, że raca nie spadnie do sektora kibiców przeciwnika albo na boisko. Rozmawiałem z ludźmi z Orange Ekstraklasy, którzy dostają skargi od fanów, obok których poparzone zostały dzieci, i którzy notorycznie odnotowują takie incydenty. A przecież odpalania rac zabraniają też przepisy UEFA obejmujące mecze reprezentacji oraz europejskich pucharów. Byłem na niesławnych derbach Mediolanu w Lidze Mistrzów, podczas których kibol Interu trafił racą w głowę bramkarza Milanu. Akurat nie siedziałem na trybunie prasowej, lecz między kibicami (notabene w moim sektorze były szaliki obu klubów). Wszyscy byli wściekli. Gdyby ten delikwent siedział obok, pewnie tłum by go rozszarpał. Ale co z tego, że go potępili? Mecz przerwano, sędzia nie wznowił już gry, Inter grał potem przy pustych trybunach. Widziałeś kiedyś mecz na pustym wielkim obiekcie? Ja widziałem, jest potwornie ponuro, nie do zniesienia.

Wyobraź sobie, że Legia gra superważny mecz w pucharach, na boisku robi się gorąco, atmosfera udziela się trybunom. Jaką masz gwarancję, że nikt nie rzuci petardy na boisko? Że nie trafi kogoś w głowę? Sądzę, że nawet wielu działaczy docenia estetyczną wartość efektów pirotechnicznych, ale tu w grę wchodzi ogromne ryzyko. Tym wyższe, im wyższe aspiracje ma klub. Zresztą mentalność kibiców się zmienia. Niedawno szalikowcy Juventusu sami wytarmosili kibola, który rzucił racę na boisko, a potem oddali go policji. Przestraszyli się, że stadion zostanie zamknięty. Ale do tego trzeba miłości do piłki. Kibol się nią nie interesuje.

Poza tym nawet ewentualne wzięcie odpowiedzialności za fajerwerki przez kluby nie wystarcza, potrzebna jeszcze zgoda prezydentów miast. A ci się nie godzą.

Ale wiesz, dlaczego walczymy o race? Bo nie ma alternatywy - infrastruktura jest fatalna, stadiony brzydkie...

O tym problemie też w "Gazecie" piszemy od lat. Teraz jednak stadiony ładnieją, powstają nowe, więc nadarza się idealna okazja, by równolegle zmieniać obyczaje na trybunach. Poza tym zwolennicy rac wmawiają światu nieprawdziwą zależność - nie ma pirotechniki, to nie ma zabawy.

Ależ jest zabawa! Przecież kilka razu już to pokazaliśmy. Także na Legii.

Zaczynasz mnie niepokoić. Jeszcze kilka tak odważnych tez, a uznają Cię za niewystarczająco twardogłowego, by dać Ci prawo do reprezentowania "Żylety"...

Oceniam, że około 75 proc. ludzi na "Żylecie"myśli podobnie do mnie. Zresztą chodzę na tę trybunę od 13 lat, nie opuszczam więcej niż jednego, czasem dwóch meczów w sezonie. Wiem dokładnie, bo zbieram bilety. Na wyjazdy też jeżdżę, choć oczywiście nie tak regularnie, bo mam pracę, życie prywatne itp. W każdym razie solidaryzuję się z protestem, jestem z Legią na dobre i na złe, płakałem na słynnym nieszczęsnym meczu z Widzewem, kiedy w kilka minut straciliśmy trzy gole. I zapewniam Cię: wśród nas jest wielu rozsądnych ludzi. Tylko cechuje ich bierność. Kiedy w tej rundzie próbowałem coś rozkręcić w moim sektorze, to ledwie kilka osób zareagowało. Inni może by i mieli ochotę pośpiewać, ale wygodniej im się nie wychylać. Może powinni być aktywniejsi, ale i tak źle, że poczuli się przez ciebie obrażeni słowem "kibol".

Ale zgadzasz się, że kibol z mojej definicji stanowi problem?

Tak, bo to jest chuligan.

A uważasz piłkarzy za żałosnych grajków czy zależy ci na ich wynikach?

Zależy, choć mniej się nimi przejmuję niż kiedyś. Na początku przeżywałem każdą porażkę, a w ostatnich latach chodzę w połowie dla futbolu, a w połowie dla atmosfery stadionu. I martwi mnie, że ona siadła. Nie wiem, czy można nakładać zakaz stadionowy na człowieka, którego sąd skazał wyłącznie na grzywnę, nie zabronił mu uczestniczyć w imprezach masowych. To stawianie się ponad polskim prawem!

Po pierwsze, proces wciąż się toczy. Po drugie, choć sąd nie nałożył ogólnego zakazu dotyczącego wszystkich imprez, to nie odbiera to klubowi postępowania według regulaminu obiektu. A ten mówi: "Zarząd klubu zastrzega sobie prawo odmowy wejścia na stadion, w przypadku uznania osoby na podstawie wcześniejszych i udokumentowanych zachowań za znanego lub potencjalnego sprawcę kłopotów". Jeśli ten przepis łamie prawo, niech SKLW go zaskarży.

Protest będzie trwał, a ja się boję, że bez ultrasów naprawdę zginie gorący doping. Już widzę wokół siebie ludzi, którzy wolą Canal+, fotel i piwo.

Niech przychodzą ultrasi, ale niech przychodzą i pikniki. Stadion jest dla wszystkich.

Teraz pikniki nie przychodzą?

Musi ich przychodzić znacznie więcej. Chcę ich zachęcić, nie wyrzucając niełamiących regulaminu szalejących szalikowców. Znów ci przypomnę, co napisałem w <a href=”http://www.sport.pl/sport/1,65028,4641696.html”><b>felietonie, za który się na mnie wściekłeś</b></a>: „Mojego entuzjazmu nie wzbudza nieco teatralna widownia barcelońskiego Camp Nou czy madryckiego Santiago Bernabeu, wolę uporczywy jazgot legijnej »Żylety «, która z łatwością zagłuszyłaby leniwy pomruk hiszpańskich gigantów. Ale mimo wszystko przedkładam dostojnie niemrawe brawa owych „pikników” nad chamstwo twardogłowych kiboli. Nad wysluchiwanie ludzi, dla których wizyta na stadionie to trauma. Owszem, chcę ogłuszającego zgiełku szalikowców, ale nie chcę płacić zań tolerancją dla niepohamowanego chamstwa i agresji, które niekiedy - rzadko, ale jednak - przeradzają się w skandale jak tamten wileński. Nie chcę na stadionie wersalu, akceptuję niewybredną opryskliwość kibicowskich środków wyrazu, zniosę nawet nieuniknioną wulgarność przyśpiewek, ale granice muszą istnieć”. Dalej sugeruję jeszcze coś - moim zdaniem kluby powinny finansować oprawy, byle nie łamały one regulaminu.

To po co straszysz nas hiszpańskim multipleksem? Ja nie chcę multipleksu.

Kiedy piszę o "schludnym kompleksie rozrywkowym", piszę o wyglądzie stadionu i jasnych, szanowanych regułach przebywania na nim. Nie uważam, że jak jest schludnie, to się nie da kibicować. Wy też tego chcecie. Widziałem w internecie strony ze zdjęciami kiboli, którym nie chce się zejść do toi-toia i sikają na trybunie. Umieszczają je kibice chcący tamtych zawstydzić. Moim zdaniem w "schludnym kompleksie" będzie trudniej sikać, gdzie popadnie. Nawet ludzie hołdujący barbarzyńskim obyczajom ulegają estetyce otoczenia.

Nie rozumiem też, dlaczego przeciwnicy multipleksu przywołują Hiszpanię i Anglię jako krainy pozbawione kultury gorącego kibicowania. Tam jest różnie, wszystko zależy od miejsca. Widz Barcy i Realu jest rozpieszczony i wybredny, ale inne obiekty w Hiszpanii płoną od emocji. A Liverpool? Fani żadnej drużyny nie zrobili na mnie większego wrażenia! A ci wychowują się w angielskim modelu kibicowania. I bez rac.

Tutaj się różnimy. Ja się upieram, że przy obecnej infrastrukturze race są potrzebne, przyciągają kibiców. Ale przejdźmy do następnej twojej tezy - że "słowo klubowego stróża porządku musi być święte" i dalej przywołujesz przykład angielskich stewardów. Zgodzę się, jak rzeczywiście będziemy mieli stewardów. Na razie mamy ochroniarzy, których zachowania się po prostu w głowie nie mieszczą. Na Legii jeszcze nie jest źle, wyrobili się. Ale jedziesz na wyjazd i czasem widzisz gościa w kominiarce, bez identyfikatora, robiącego, co chce. Niech tym też zajmą się władze Ekstraklasy. Wiesz, ile już było skarg na Koronę Kielce, która wpuszcza 1200 kibiców na pół godziny przed meczem. To jest prowokowanie tłumu, trzeba zapewnić odpowiednią przepustowość na bramkach.

Jeśli jest tak, jak mówisz, to oczywiście jest to niedopuszczalny organizacyjny bałagan.

Dlatego kiedy czytam twoje słowa, od razu stają mi przed oczami takie obrazki. I na razie często nie mam ochoty słuchać ochroniarzy. Oni też muszą być kompetentni.

Właśnie o to chodzi w dążeniu do wzorca angielskiego. Żeby kibic zachowywał się poprawnie, a o jego komfort dbał kompetentny steward, którego słowo jest święte. Na razie daleko nam od ideału, ale równie dobrze mogę wskazać niespełnianie przez kluby standardów, które sprzyjają kibicom. Np. prawo stanowi, że niepełnoletni mogą wchodzić na imprezy wyłącznie z dorosłymi biorącymi za ich czyny pełną odpowiedzialność. Kluby tego nie przestrzegają, a wiele szkód wyrządzają właśnie nastolatki. To właśnie ów problem: lekceważenie prawa. Czy na "Żylecie" nie ma zastraszania?

Jest. Ale jak do mnie podchodzi gość i każe w geście protestu wyjść z trybuny, to słucham go tylko wtedy, gdy uważam, że ma rację. Ostatnio zresztą nie było przemocy, tylko przekonujące argumenty.

Ale inni są mniej odważni. Chodzi o to, by nikt do nikogo nie podchodził, żeby nikt nie był pod presją. Ma być względny spokój, jak na Wyspach.

Przesadzasz z tym angielskim wzorcem. Ostatnio Alex Ferguson się skarżył, że przez cały mecz z Arsenalem wysłuchiwał bluzgów. Pewnych rzeczy nie wyeliminujesz.

Ale trzeba robić wszystko, by osiągnąć sytuację z krajów, gdzie mimo wszystko jest znacznie lepiej. Czytam w listach do redakcji, że Anglicy nie poradzili sobie ze stadionowym chuligaństwem, bo zagranicą Wyspiarze rozrabiają. No właśnie - oni muszą wyjechać, żeby chuliganić.

A dlaczego legijny zakaz wyjazdów uważasz za słuszny?

Rozumiem, że klub nie chce brać odpowiedzialności za kibiców, jeśli na innych stadionach nie ma systemu identyfikacji i nie wiadomo, czy nie zostaną wpuszczeni zadymiarze. Co zresztą też jest łamaniem prawa nakazującego spisywać imię i nazwisko oraz numer PESEL każdego kupującego wejściówkę na imprezę podwyższonego ryzyka. Ten przepis ignoruje zdecydowana większość klubów.

Zgoda, ale niech Legia zmieni chociaż jedno: wprowadzi gradację kar. Nie można karać dożywotnim szlabanem za każde przewinienie, bo przewinienia dzielą się na cięższe i lżejsze.

Przecież nie istnieją zakazy nieodwołalnie dożywotnie, tylko bezterminowe. Klubowy regulamin dopuszcza zresztą odwoływanie się do zarządu, a działacze twierdzą, że skruszonych niekiedy traktują łagodniej. Gorzej z recydywistami. Sam mówisz, że na "Żylecie" widzisz walające się flaszki.

Od lat. Dlatego chcę i nieuchronności kar, i ich gradacji. Poza tym na Legii jest kilkadziesiąt, może sto osób, które wchodzą i zawsze będą wchodzić na stadion. Pomimo zakazu.

Dlaczego?

Bo system jest nieszczelny.

Nie chcesz ich na stadionie?

Wolałbym, żeby sobie postali pod stadionem. To grupa, która prowokuje resztę tłumu. Niestety, system jest nieskuteczny i niesprawiedliwy. Te walające się puste butelki po alkoholu widzę po każdym meczu, choć picie jest zabronione. Dlatego problem istnieje, ale moim zdaniem szefowie Legii zaogniają sytuację i pchają wielu normalnych kibiców w stronę tego - według twojej definicji - kibolstwa także nieprzemyślanymi wypowiedziami. Np. słowami prezesa Waltera: chcemy wymienić publiczność. Nie lepiej mówić o uzupełnianiu widowni? Inaczej kibice czują się zagrożeni, bo to brzmi, jakby prezes chciał wymienić stare koło na nowe.

Ja bym tak nie powiedział. Wolę: zmienić publiczność. Albo wychować. Wymieniłbym tylko tę część, która nie chce się dostosować do cywilizowanych reguł. Uważam, że warto dbać o słowo, ale też rozumiem wzburzenie właściciela, że firmę wyrzucają z pucharów za chuligańskie wybryki. To są naprawdę nadzwyczajne okoliczności.

Nadzwyczajne są także z powodu wszystkiego, co się dzieje na "Żylecie". Dlatego ja bym wolał, żeby Legia zamiast wydawania kolejnych ostrych oświadczeń poinformowała ze szczegółami, za co kogo ukarała. Niech spotka się z nami pan Jarosław Ostrowski, wśród kibiców raczej szanowany, a przynajmniej niekontrowersyjny i udowodni, że np. SKLW kłamie. Jeśli jest jak mówisz, to kibiców przekona. I odciągnie od kiboli. Od wąskiej grupy, która myśli, że może sterować całą trybuną.

Czyli zgadzasz się, że problem kibolstwa istnieje.

Zgadzam się tylko z tym, że kibol w twoim rozumieniu ze stadionów musi odejść.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 17:13, 16 Lis 2007 Back to top

Zarzut znęcania się nad matką dla b. piłkarza reprezentacji Polski
mm, PAP
2007-11-16, ostatnia aktualizacja 2007-11-16 14:55

Igor S. jeszcze niedawno rozdawał autografy
Fot. Sergiusz Pęczek / AG
Zarzut znęcania się nad matką postawiła łódzka prokuratura b. piłkarzowi reprezentacji Polski Igorowi S. Zwróciła się również z wnioskiem do sądu o jego 3. miesięczny areszt - poinformowała prokurator Ilona Tarkowska. Igorowi S. grozi kara do 5 lat więzienia. Sąd aresztował go na dwa miesiące

Piłkarz został zatrzymany w czwartek, kiedy po pijanemu awanturował się w mieszkaniu swojej matki, gdzie jest zameldowany. Miał 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Policję wezwała matka Igora S.

To nie pierwsze tego typu zachowanie b. reprezentanta Polski. Pod koniec ub. tygodnia Igor S. wyszedł z aresztu, gdzie przebywał miesiąc. Trafił tam po tym, jak został zatrzymany przez policję za awanturowanie się pod wpływem alkoholu. Podobnie jak teraz, policję do interwencji wezwała jego matka.

Igor S. wielokrotnie wchodził w konflikt z prawem. W maju tego roku zatrzymano go, gdy wyrywał krzesełka na stadionie ŁKS i zachowywał się agresywnie wobec policjantów przed i po meczu ŁKS z Lechem Poznań. W sierpniu Igor S. został zatrzymany za stosowanie gróźb karalnych pod adresem kobiety, z którą ma dziecko.

Pod koniec września Sąd Rejonowy w Łodzi skazał go na sześć miesięcy ograniczenia wolności za znieważenie policjantów podczas wykonywania przez nich obowiązków służbowych.

Igor S. jeszcze w sezonie 2005/2006 grał w ŁKS. Dwukrotnie wystąpił w reprezentacji Polski. Przez kilka lat występował w szwedzkich klubach: Halmstad BK, w którego barwach został królem strzelców pierwszej ligi Szwecji, Malmoe FF i Trelleborg FF. Jesienią ubiegłego roku inny szwedzki klub Bunkeflo IF zerwał z nim kontrakt, gdy piłkarz został zatrzymany przez policję za jazdę

w stanie nietrzeźwym. W lipcu pojechał z drużyną ŁKS na obóz przygotowawczy do Szamotuł, ale został odesłany do domu przez trenera Wojciecha Boreckiego za niesportowy tryb życia.

PAP


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 17:25, 16 Lis 2007 Back to top

Zarzut znęcania się nad matką dla b. piłkarza reprezentacji Polski
mm, PAP
2007-11-16, ostatnia aktualizacja 2007-11-16 14:55

Igor S. jeszcze niedawno rozdawał autografy
Fot. Sergiusz Pęczek / AG
Zarzut znęcania się nad matką postawiła łódzka prokuratura b. piłkarzowi reprezentacji Polski Igorowi S. Zwróciła się również z wnioskiem do sądu o jego 3. miesięczny areszt - poinformowała prokurator Ilona Tarkowska. Igorowi S. grozi kara do 5 lat więzienia. Sąd aresztował go na dwa miesiące

Piłkarz został zatrzymany w czwartek, kiedy po pijanemu awanturował się w mieszkaniu swojej matki, gdzie jest zameldowany. Miał 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Policję wezwała matka Igora S.

To nie pierwsze tego typu zachowanie b. reprezentanta Polski. Pod koniec ub. tygodnia Igor S. wyszedł z aresztu, gdzie przebywał miesiąc. Trafił tam po tym, jak został zatrzymany przez policję za awanturowanie się pod wpływem alkoholu. Podobnie jak teraz, policję do interwencji wezwała jego matka.

Igor S. wielokrotnie wchodził w konflikt z prawem. W maju tego roku zatrzymano go, gdy wyrywał krzesełka na stadionie ŁKS i zachowywał się agresywnie wobec policjantów przed i po meczu ŁKS z LECHem POZNAŃ. W sierpniu Igor S. został zatrzymany za stosowanie gróźb karalnych pod adresem kobiety, z którą ma dziecko.

Pod koniec września Sąd Rejonowy w Łodzi skazał go na sześć miesięcy ograniczenia wolności za znieważenie policjantów podczas wykonywania przez nich obowiązków służbowych.

Igor S. jeszcze w sezonie 2005/2006 grał w ŁKS. Dwukrotnie wystąpił w reprezentacji Polski. Przez kilka lat występował w szwedzkich klubach: Halmstad BK, w którego barwach został królem strzelców pierwszej ligi Szwecji, Malmoe FF i Trelleborg FF. Jesienią ubiegłego roku inny szwedzki klub Bunkeflo IF zerwał z nim kontrakt, gdy piłkarz został zatrzymany przez policję za jazdę

w stanie nietrzeźwym. W lipcu pojechał z drużyną ŁKS na obóz przygotowawczy do Szamotuł, ale został odesłany do domu przez trenera Wojciecha Boreckiego za niesportowy tryb życia.


PAP


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Czw 13:38, 29 Lis 2007 Back to top

Towarzyszu Walter, prowadź!

Bywali nazywani bikiniarzami, gitami, dresami, kibolami. Każdy etap najnowszej historii Polski przynosił coraz to inne pojęcie na określenie ludzi, których pasją jest piłka nożna, a klub sportowy małą ojczyzną. Wzbudzający respekt każdej władzy przez swą nieobliczalność i niezależność, której skrępować nie były w stanie najbardziej wymyślne ograniczenia, nadal trwają przy swoich klubach. A w nowej, demokratycznej tym razem Rzeczypospolitej wciąż walczą o prawo do wolności bycia sobą na swoim.


Po roku 1989 CWKS Legia, jeden z najbardziej rozpoznawalnych w Polsce piłkarskich zespołów, przechodził – jak cała reszta polskiej piłki – przez komplikacje przeobrażeń własnościowych. Przestał być klubem sponsorowanym przez wojsko, dostał się m.in. w posiadanie koreańskiego Daewoo, by ostatecznie trafić w ręce ITI, firmy wyrosłej pod skrzydłami komunistycznego reżimu gen. Jaruzelskiego.


Komunistyczna propaganda i panamskie biznesy

Dla osób z zewnątrz Legia, stając się częścią wielkiego imperium medialnego, w skład którego wchodzi m.in. sieć TVN, wkroczyła tym samym w świat baśni z tysiąca i jednej nocy, świat nieograniczonych możliwości. Sami kibice Legii byli nastawieni bardziej sceptycznie. Jak się okazało – instynkt ich nie zawiódł. A wszystko za sprawą Mariusza Waltera, założyciela ITI, który Legię postanowił potraktować jak budkę z piwem – tyle że większą.

Droga życia Waltera jest równie klarowna jak przejrzyste były mowy pierwszych sekretarzy Komitetu Centralnego PZPR, której był członkiem. W latach 70. był autorem najpopularniejszego programu telewizyjnego epoki gierkowskiej – Studia 2. Jak ujawnili niedawno historycy z IPN, w lutym 1983 r. ówczesny rzecznik rządu komunistycznego Jerzy Urban zaproponował utworzenie w MSW specjalnego pionu służby propagandowej, który miałby się zająć głównie programowaniem i realizacją „czarnej propagandy”. Na szefa Urban zaproponował właśnie... Mariusza Waltera. W praktyce „walterowcy” mieli tworzyć własne programy telewizyjne, radiowe, reportaże itd., które „wykorzystywaliby dziennikarze pracujący w odpowiednich środkach masowego przekazu”. Pion służby propagandowej miałby także prowadzić „przemyślaną, zręczną i stałą kampanię na rzecz zmiany obrazu SB, MO i ZOMO w społeczeństwie”. Szef MSW gen. Kiszczak, nie chcąc reformować całej struktury MSW, a taka byłaby konsekwencja przyjęcia propozycji Urbana, pionu „czarnej propagandy” nie utworzył.

Za to rok później Mariusz Walter stanął na czele powstałej w... Panamie firmy ITI – dzisiaj właściciela stacji TVN. I Legii Warszawa – której ochroną zajmują się firmy założone i kierowane przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i ZOMO.

Eksperymenty biznesmenów na kibicach

Przejęcie Legii przez ITI nie wzbudziło może zachwytu kibiców, ale że do zarządców niekoniecznie posiadających piękne dusze i szczere intencje przywykli, toteż i z nowymi władzami przedstawiciele Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa (SKLW), mając na względzie dobro klubu, podjęli rozmowy o współpracy. Na marginesie należy dodać, że zakup klubu przez inwestora prywatnego stał się możliwy dzięki potężnej akcji promocyjnej i „mody na Legię” zapoczątkowanej przez SKLW, które w ten sposób szukało wsparcia finansowego dla ukochanego klubu.

Pomimo tego Jan Wejchert, wspólnik Waltera, zapowiedział w wywiadzie dla tygodnika „Piłka Nożna”, że jednym z celów ITI jest „zmiana struktury kibiców”. Cóż, wdzięczność niejedno ma imię. Dodajmy, że Wejchert to biznesmen z dłuższym jeszcze od Waltera rodowodem – jego firma Konsuprod powstała w latach 70. i była jedną z dwóch pierwszych firm polonijnych. W stanie wojennym sprowadzała do Polski paczki z zagranicy, oczywiście pod czujnym okiem MSW Kiszczaka.

W roku 2005 wybucha pierwszy konflikt kibicowsko-klubowy. Powodem jest drastyczna podwyżka cen biletów (o ponad 50%). Kolejnym policzkiem wymierzonym legionistom staje się zatrudnienie na stanowisku szefa ochrony stadionu byłego funkcjonariusza Milicji Obywatelskiej. Walter atakuje dalej. – Klubowa „bezpieka” zaczęła utrudniać i w praktyce uniemożliwiać przygotowywanie opraw meczowych, podjęła próbę cenzurowania stadionowych transparentów – mówi jeden z przedstawicieli SKLW. Dla kibiców to próba pozbawienia ich tego wszystkiego, co dla nich najważniejsze. I co zawsze było, jest i będzie nienaruszalną domeną kibiców.

Do pomysłów ITI należy też stworzenie... nowego logo klubu, motywowane względami finansowymi, bo do poprzedniego, z tradycyjną, ukochaną przez kibiców „elką” – prawa ma inna spółka. Taki pomysł mógł zrodzić się tylko w głowie kogoś, kto nie ma pojęcia o kibicowskim systemie wartości.

Legia kontratakuje

SKLW podejmuje kontratak. Pięć kolejnych meczów zostaje zbojkotowanych przez kibiców (na stadion przychodzą jedynie niewielkie grupki gości i pracowników ITI). Walter traci około miliona złotych i twarz, bo koncern ITI zostaje zmuszony przez reklamodawców do podjęcia rozmów z kibicami. Tymi samymi kibicami, których wyeliminowanie zdawało się być prostym zabiegiem.

Walterowcy podpisują z SKLW porozumienie, na mocy którego istnienie i działanie ruchu kibicowskiego zostaje usankcjonowane. Wydarzenie ma jednak charakter czysto propagandowy, jest próbą ratowania wizerunku ITI. W rzeczywistości, jak mówią członkowie SKLW, przypomina ono Porozumienia Sierpniowe z 1980 r.: dużo istotnych słów przelanych na papier, podpisy ważnych ludzi – i żadnej chęci do realizowania zapisanych postanowień ze strony właściciela Legii.

Warszawa – kolejne starcie

Początek roku 2006 we wzajemnych relacjach jest spokojniejszy – Legia idzie po mistrzostwo, co wywołuje euforię kibiców. SKLW dyscyplinuje legionistów, wzmacniając więzi łączące to środowisko. Przełomowym momentem staje się 14 maja 2006 roku i feta kibiców Legii z okazji tytułu mistrzowskiego dla ich klubu.

Tuż przed tym wydarzeniem działacze SKLW proponują klubowi zorganizowanie imprezy na Agrykoli, bezpośrednio po ostatnim meczu sezonu. Powód jest prosty – na ściśle określonym terenie łatwiej jest zapanować nad emocjami świętujących. Walterowcy odmawiają. Członkowie SKLW dowiadują się, że to, co się dzieje poza stadionem na Łazienkowskiej, klubu po prostu nie interesuje! Radość kibiców ze zwycięstwa? A kogo to obchodzi? Klub? Koniec meczu, ZOMO zamyka stadion. Fajrant. Podejście zaskakujące – nawet jak na reguły rządzące polską piłką.

Efektem postępowania ITI jest masowa wędrówka wielotysięcznego tłumu legionistów na Stare Miasto, gdzie – rzecz przy takiej masie ludzi oczywista – dochodzi do przepychanek. Sprawę podchwytują Walterowskie media, wyolbrzymiając do granic absurdu najbłahsze incydenty – za które ten koncern również ponosi część winy. Jednak tym razem czarna propaganda ITI nie przynosi większego skutku. Dzień po wydarzeniach przedstawiciele SKLW zostają zaproszeni do Pałacu Prezydenckiego, a minister Ludwik Dorn z zadowoleniem publicznie podkreśla rolę Stowarzyszenia w tworzeniu normalnego ruchu kibicowskiego.

Wyprawa wileńska

Kolejny sezon – wojna trwa dalej. Lipiec 2007, zbliża się wyjazdowy mecz Legii z wileńską Vatrą w ramach rozgrywek o Puchar Intertoto. Zasadą spotkań wyjazdowych jest to, że dysponentem biletów dla kibiców zespołu gości jest ich macierzysty klub. Nie tym razem! Władze KP Legia umywają ręce. A jeżeli do Wilna pojedzie kilka tysięcy polskich kibiców? – pytają prezesa klubu Leszka Miklasa działacze SKLW. To problem Litwinów – odpowiada pan prezes, który zresztą razem z całą wierchuszką klubową udaje się na urlop.

Legioniści jednak nie rezygnują. Delegacja SKLW wyjeżdża wcześniej do Wilna, by z władzami Vatry omówić kwestie bezpieczeństwa spotkania. Rozmowy zapowiadają się obiecująco, dopóki na horyzoncie nie pojawia się delegat KP Legia Marek Drabczyk. I ten specjalista od modernizacji stadionów, bez żadnego doświadczenia meczowego (wyjazd do Wilna to jego pierwsza „wyjazdówka”), uspokaja Litwinów krótkim: będzie dobrze. A dobrze nie było. 3500 polskich kibiców, jeden czy dwóch litewskich ochroniarzy, żadnych barierek na stadionie. Około 200 Polaków robi sobie z murawy teren spacerowy, część wszczyna awantury. I znów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ożywają Walterowskie media, narzucając Polsce i Europie obraz dzikich polskich hord pustoszących stolicę Litwy. Hord nie było, zatrzymano 17 osób (z trzech i pół tysiąca!), ale i tego można było uniknąć, gdyby nie postępowanie władz klubu, które storpedowały wysiłki SKLW.

Urbanizacja

„Bandyci z Wilna” – takim epitetem walterowcy uderzyli w legionistów, oskarżając o wywołanie wileńskiej awantury... SKLW! Jerzy Urban, proponując Mariusza Waltera na szefa czarnej komunistycznej propagandy, wiedział, co robi. – Z bandytami nie rozmawiamy, założymy własny klub kibica – zapowiada prezes Miklas.

– Chyba złożony z milicjantów z ZOMO, bo wśród legionistów chętnych nie znajdą – śmieją się członkowie Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. Miklasowi nie popuścili i złożyli przeciwko niemu pozwew w trybie karnym z powództwa prywatnego. Za „bandytów z Wilna”. Wojna Legii z ITI przybiera na sile. SKLW odrzuca „propozycję” klubu, by kibice przyjęli rolę stadionowych konfidentów i samo proponuje wzięcie na siebie odpowiedzialności (a więc praw i obowiązków) za mecze wyjazdowe. Ale to nie jest w smak walterowcom, których wizja to czasy, kiedy najważniejsze będą transmisje telewizyjne, dające zyski z reklam. Niestety dla nich, komercjalizacja piłki nożnej nie posunęła się jeszcze tak daleko.

Kibice Legii poświęcają Mariuszowi Walterowi jedną ze stadionowych „opraw”. Żyletę zdobią czerwone transparenty „Towarzyszu Walter, prowadź!”, „Domagamy się rokowań rozbrojeniowych”, „Wzmożona kontrola dźwignią zaufania społecznego” oraz „Niech żyje sojusz milicyjno-klubowy”.

A porządku strzeże milicyjna pałka

Problemem koncernu ITI jest też to, że jedynymi ludźmi, poza potępiającymi „kiboli” mediami, na których życzliwość mogą na Łazienkowskiej liczyć, są pracownicy firm ochroniarskich. Firm założonych i kierowanych przez dawnych milicjantów i zomowców. Spytaliśmy Jarosława Ostrowskiego, członka zarządu klubu, czy mu to nie przeszkadza. – Klub interesuje tylko ich profesjonalizm – stwierdził. Niestety, nie wyjaśnił, po co klubowi piłkarskiemu profesjonalista w dziedzinie napadów i porwań Edward Misztal, skazany przez sąd za napad w 1983 r. na kościół św. Marcina i porwanie pracowników Komitetu Prymasowskiego, czy firma Sylwestra Zubrzyckiego. Wyjaśnienie tej zagadki być może dałoby odpowiedź na inne pytanie: dlaczego Mariusz Walter, zamiast nadal oddawać się nadzorowaniu czarnej propagandy, „zaczął robić w sporcie”.

Kordian Krawietz, Jarosław Nowak

Gazeta Polska


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Czw 22:57, 29 Lis 2007 Back to top

30 nastoletnich szalikowców szykowało się do bójki przed gorzowskim gimnazjum. Dyrekcja zamknęła drzwi i wezwała policję

Jeżeli nie chcą słuchać nauczycieli, pedagoga szkolnego, to może spotkanie z policją będzie dla nich wstrząsem - mówi Jolanta Kozielska, wicedyrektor Gimnazjum nr 9 przy ul. Zamenhofa. Gdy rozmawiamy, do gabinetu dyrektora nauczyciele przyprowadzają kolejnych uczniów na przesłuchanie i rozmowę ostrzegawczą z policjantami. - W szkole mamy wielu uczniów, którzy są kibicami żużlowymi i piłkarskimi, i są wśród nich także uczniowie, z którymi mamy problemy wychowawcze - przyznaje dyrektor Kozielska.

Demonstracja siły

- To wyglądało na ustawkę, chyba chcieli się przekonać, kto jest mocniejszy - opowiadają uczniowie spotkani na korytarzu. Obok kręcą się chłopcy i dziewczyny w żółto-niebieskich i niebiesko-białych szalikach. - W naszej szkole jest wielu kibiców. Jedni trzymają ze Stalą Gorzów, inni ze Stilonem, ale tutaj to nie ma wielkiego problemu. Gorzej jest poza szkołą, na mieście. Tam kibice obu drużyn się nienawidzą - tłumaczą uczniowie.

To właśnie nienawiść między szalikowcami miała być przyczyną środowych wydarzeń. Jak ustaliła "Gazeta", ok. godz. 14 przed gimnazjum przy ul. Zamenhofa zebrało się blisko 30 nastolatków w szalikach Stilonu. - Widać było, że na kogoś czekają, coś wykrzykują - opowiada uczennica, która sytuację obserwowała przez okno. - Po dzwonku na przerwę chcieliśmy wyjść ze szkoły. Ale okazało się, że nie można wychodzić, bo woźna zamknęła drzwi. Nauczyciele kazali nam czekać na korytarzu.

Policja ustaliła, że wśród szalikowców, którzy przyszli pod szkołę, większość stanowili uczniowie Gimnazjum nr 6 przy ul. Gwiaździstej. A byli tam też uczniowie "dziewiątki" i absolwenci tej szkoły. - Z rozmów z nimi wynika, że w Gimnazjum nr 6 dominują kibice Stilonu, a w Gimnazjum nr 9 - kibice Stali. I to jest powodem konfliktu między dzieciakami - opowiada policjant znający sprawę. - Szalikowcy Stilonu chcieli pokazać, że są mocniejsi, że jest ich więcej. To była demonstracja siły, choć kto wie, czy gdyby nie nasza interwencja, ktoś by nie ucierpiał.

- Zobaczyliśmy tę grupę na monitoringu. Widać było, że szykują się do jakiejś rozróby, więc zamknęliśmy szkołę i wezwaliśmy policję - opowiada Jolanta Kozielska. Na miejsce przyjechały dwa radiowozy. Szalikowcy, widząc policję, rozeszli się w mniejszych grupach po osiedlu. - Potem jeszcze kilkakrotnie patrolowaliśmy tę okolicę, ale było już spokojnie - mówi Sławomir Konieczny, rzecznik gorzowskiej policji.

Dzieciak rzucał kamieniami

Sebastian Siuda, pracownik socjalny, przed rokiem opiekował się rodziną chłopaka z "dziewiątki", którego dręczyli szalikowcy. - Zaczęło się od tego, że kiedyś zabrał jednemu z nich szalik przeciwnej drużyny. Potem ci kibole przychodzili pod szkołę i polowali na niego. Gdy wychodził, bili go i szarpali. Kiedy zgłaszałem to szkole, ta mówiła, że zna problem, ale tak naprawdę była bezradna - opowiada Siuda. - Teraz chłopak uczy się już w szkole średniej, ale problem nastoletnich szalikowców pozostał. Mimo że to powszechne zjawisko, do tej pory nikt się nim nie zajął. Dzieciaki w szalikach nie chodzą może po ulicach, ale wystarczy pójść na mecze Stali czy Stilonu, by zobaczyć, ile ich jest.

Nie trzeba sięgać daleko, by znaleźć przykłady, które to potwierdzają. Gdy przed rokiem po derbach żużlowych Stal - ZKŻ doszło do zamieszek pod stadionem, okazało się, że kamieniami w policjantów rzucał nawet 11-letni chłopak. Natomiast w tym roku, po meczu piłkarskim GKP - GKS Katowice, policja zatrzymała pijanego 16-latka, który zdjął spodnie i wypiął pośladki w stronę policyjnego kordonu.

Wicedyrektor Kozielska przyznaje, że problem dotyczy przede wszystkim najstarszych, 15-letnich gimnazjalistów. - To uczniowie, którzy wyżywają się w tym kibicowaniu. Niestety, sięgają po najgorsze wzorce. Widzą zadymy, rozróby i zachowują się tak samo - mówi Kozielska.

Co w tej sytuacji robi szkoła? Kozielska zapewnia nas, że nauczyciele na lekcjach wychowawczych rozmawiają z uczniami o pozytywnym kibicowaniu. Dyrekcja zakazała też chodzenia po szkole w klubowych szalikach, aby nie prowokować między uczniami konfliktowych sytuacji. Ale jak przekonał się nasz reporter, uczniowie niewiele sobie z tego zakazu robią. - Ja każę im zdejmować szaliki, ale dzisiaj jeden taki siedział w nim na lekcji. Jak zapytałam, dlaczego, odpowiedział, że go gardło boli - rozkłada ręce jedna z polonistek.

Bogumiła Hałas, dyrektorka Gimnazjum nr 6 przy ul. Gwiaździstej, zapewnia, że jej uczniowie zostaną zidentyfikowani na nagraniu z monitoringu i będą pod obserwacją nauczycieli. Z kolei policja zapowiada, że szalikowców wezwie razem z rodzicami na izbę dziecka. - Przeprowadzimy rozmowy ostrzegawcze, informując, jakie mogą być konsekwencje chuligańskich wybryków, które z kibicowaniem niewiele mają wspólnego - mówi Sławomir Konieczny. Co zrobić, aby wyeliminować z naszych stadionów pseudokibiców? Czy szkoła powinna uczyć pozytywnego kibicowania? Piszcie do nas: [link widoczny dla zalogowanych]


Źródło: Gazeta Wyborcza Gorzów


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 15:01, 30 Lis 2007 Back to top

Transparenty kibiców do kontroli?
Życie Warszawy | 2007.11.30 09:03

Jeszcze przed rundą wiosenną PZPN chce sprawdzić i spisać wszystkie transparenty wywieszane na stadionach. Pomysł wyszedł od kibiców – pisze Życie Warszawy.

Inspiracją do dyskusji o transparentach były działania obserwatora PZPN Andrzeja Tomaszewskiego. Przypomnijmy, że 29 września wstrzymał on rozpoczęcie meczu Jagiellonii z Widzewem. Zakwestionował flagę wywieszoną przez kibiców z Łodzi: „Awanturnicy i YH 02”, który na stadionie Widzewa wisi bez przeszkód.

Sprawą zainteresowała się złożona z przedstawicieli PZPN, Ekstraklasy SA, klubów i kibiców grupa robocza, która pracuje nad projektem zmian ustawy o Bezpieczeństwie Imprez Masowych.

– Na spotkaniu 5 listopada kibice Jagiellonii wystąpili z wnioskiem, by wprowadzić jakieś zasady wywieszania flag. Dochodzi do absurdalnych sytuacji, kiedy przedstawicielowi PZPN wydaje się, że pojawił się znak rasistowski i wstrzymuje mecz – mówi Andrzej Pleszkun rzecznik Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców.

Do podobnego zajścia doszło 9 listopada na meczu Legii z Jagiellonią. Jedna z flag kibiców gości nie spodobała się obserwatorowi... Andrzejowi Tomaszewskiemu. Czerwoną zaciśniętą pięść pomylił z białą, symbolem rasistowskiego ruchu „White Power” i wstrzymał rozpoczęcie drugiej połowy meczu.

– Każdy może się pomylić. Lepiej, że Pan Tomaszewski zareagował, niż miałby pozwolić na propagowanie rasizmu – mówi Zbigniew Koźmiński, rzecznik PZPN. – Zgłoszono do nas pomysł, aby kibice przedstawili swoje transparenty, które zarejestrujemy. Wtedy wiadomo będzie, co można wywiesić. Sprawami rasizmu będzie zajmować się wyodrębniona wkrótce w PZPN specjalna komisja ds. zwalczania patologii – dodaje Koźmiński.

Więcej w Życiu Warszawy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 14:04, 07 Gru 2007 Back to top

Dwaj piłkarze Zagłębia Lubin zatrzymani za posiadanie marihuany

Poznańska policja zatrzymała dwóch piłkarzy Zagłębia Lubin Mateusza B. i Marcina P. za posiadanie marihuany.

Mateusz B. i Marcin P. pojechali w środę do Poznania, żeby się zabawić. Imprezowali w jednej z knajpek w Starym Browarze. Po północy opuścili lokal. Jeden z piłkarzy wyrzucił na chodnik skręta. Zobaczyli to patrolujący ulice policjanci. Funkcjonariusze wylegitymowali i przeszukali zawodników. Okazało się, że przy sobie mają więcej marihuany. Piłkarze tłumaczyli się, że byli z dwoma kolegami i to oni poczęstowali ich narkotykami. Ale okazało się, że kolegów sobie wymyślili.

Po przesłuchaniu i postawieniu zarzutów zostali zwolnieni. Grozi im do trzech lat więzienia. B. i P. od kilku tygodni są kontuzjowani i przechodzą rehabilitację właśnie w Poznaniu.

źródło: Gazeta.pl


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Pią 14:05, 07 Gru 2007 Back to top

Zapadły pierwsze wyroki w "aferze korupcyjnej"

Na kary od trzech do siedmiu lat pozbawienia wolności w zawieszeniu skazał w czwartek Sąd Okręgowy we Wrocławiu 17 oskarżonych: sędziów, obserwatorów PZPN i działaczy klubu Arka Gdynia w pierwszym procesie dotyczącym korupcji w polskiej piłce nożnej.

Wszyscy dobrowolnie poddali się karze i zobowiązali się oddać łapówki, które przyjęli. Wyrok nie jest prawomocny.

W sumie akt oskarżenia obejmował 34 osoby, z których początkowo 22 złożyły wnioski o dobrowolne poddanie się karze. Jednak podczas czwartkowej rozprawy sąd oddalił wniosek oskarżonej Anny Cz., bowiem miał wątpliwości czy kobieta dopuściła się zarzucanych jej czynów.

Natomiast czterej inni oskarżeni: Krzysztof T., Dariusz G., Piotr S. i Andrzej K. wycofali się z propozycji dobrowolnego poddania się karze. Jak powiedział PAP obrońca dwóch z nich, mężczyźni uznali, że ustalenia prokuratury nie odpowiadają prawdzie i chcą być sądzeni w normalnym trybie. W normalnym trybie będzie również rozpatrywana ewentualna wina Anny Cz.

W stosunku do pozostałych 17 oskarżonych sąd zdecydował o skazaniu ich na kary w zawieszeniu od 3 do 7 lat. Wszystkim też nakazał oddać pieniądze, które przyjęli jako korzyść majątkową w zamian za korzystne rozstrzygnięcie spotkań piłkarskich. Oskarżeni będą musieli oddać kwoty od 2 do 12 tys. zł.

Większości z nich - sędziom i obserwatorom PZPN - sąd zakazał także zajmowania wszelkich stanowisk w strukturach Polskiego Związku Piłki Nożnej. Natomiast w przypadku Wiesława K., kierownika Arki Gdynia i trenera klubu Wojciecha W. sąd wyznaczył kuratora sądowego.

Sędzia Marek Poteralski w krótkim uzasadnieniu przyznał, że w polskiej piłce nożnej dzieje się źle, zaś wina i przestępcza działalność oskarżonych nie budzą wątpliwości. Jednocześnie sąd przyznał, że wyroki mogą się wydawać społeczeństwu łagodne, ale wszyscy oskarżeni okazali skruchę i przyznali się do zarzucanych czynów, a zatem wyrok spełnił swoje wychowawcze cele.

- Mam nadzieję, że dzisiejszy wyrok zachęci innych działaczy sportowych, sędziów czy obserwatorów do przyznania się, zgłoszenia się do prokuratury, aby wyznać swoje winy - mówił Poteralski.

Na ogłoszenie wyroku przybyli jedynie nieliczni oskarżeni. Odczytywanie sentencji zajęło sądowi ponad dwie godziny. Najwięcej zarzutów prokuratura postawiła trenerowi Arki Gdynia Wojciechowi W., który jest oskarżony o 20 czynów, m.in. udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która zajmowała się "ustawianiem" meczów.

Niemal we wszystkich zarzutach pojawiało się nazwisko głównego oskarżonego Ryszarda F. ps. "Fryzjer". Mężczyzna przebywa w areszcie od czerwca 2006 roku. F. zasiądzie na ławie oskarżonych po raz pierwszy 14 grudnia wraz z pozostałymi 17 oskarżonymi.

Właśnie 14 grudnia w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu rozpocznie się pierwszy w normalnym trybie proces w sprawie korupcji piłkarskiej. Będzie dotyczyć klubu piłkarskiego Arka Gdynia. Jeśli sąd przychyli się do wszystkich wniosków o poddanie się karze, na ławie oskarżonych zasiądzie 19 z 36 osób, w tym Ryszard F. ps. "Fryzjer".

Pierwszy akt oskarżenia, który wrocławska Prokuratura Apelacyjna skierowała do sądu, dotyczy działaczy sportowych, 17 sędziów, piłkarzy i 19 obserwatorów Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN), którym grozi do pięciu lat więzienia. Wszyscy są oskarżeni o przyjmowanie, dawanie lub pośredniczenie we wręczaniu łapówek oraz udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Wiele osób z tego aktu oskarżenia nadal pozostaje podejrzanymi w innych toczących się jeszcze śledztwach.

źródło: PAP


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Sob 15:56, 08 Gru 2007 Back to top

- Jeżeli będę chcieli nas zdegradować, to spadniemy w doborowym towarzystwie! Razem z nami spadnie 15 innych klubów, bo przecież oficjalnie się mówi, że wszyscy sprzedawali i kupowali - mówi w rozmowie ze Sport.pl współwłaściciel Widzewa Zbigniew Boniek.

Wrocławska prokuratura ma w najbliższych dniach przekazać Wydziałowi Dyscypliny PZPN dokumenty świadczące o handlu meczami przez trzy kluby - Widzew Łódź, Zagłębie Lubin i Szczakowiankę Jaworzno.

PZPN już zapowiedział, że kluby winne handlu meczami zostaną bardzo surowo ukarane - prawdopodobnie także degradacją do niższych lig.

Dla Sport.pl komentuje Zbigniew Boniek, współwłaściciel Widzewa:

Ja z korupcją nie mam nic wspólnego, brzydzę się nią. Widzew też jest czysty, bo przecież pan Szymański to nie Widzew. Jeśli okaże się, że rzeczywiście zarzuty stawiane panu Szymańskiemu potwierdza się, to zobaczymy. On sam w wywiadzie mówił przecież, że dawał jakimś pośrednikom pieniądze, ale nic z tego nie wyszło i Widzew nie wygrywał meczów.

A jeżeli będę chcieli nas zdegradować to spadniemy w doborowym towarzystwie! Wtedy razem z nami spadnie 15 innych klubów, bo przecież oficjalnie się mówi, że wszyscy sprzedawali i kupowali. To dlaczego tylko Widzew ma spadać?

Czytałem przez kilka ostatnich dni, że szef Wydziału Dyscypliny pan Tomczak miał zrezygnować z funkcji, jednak wycofał się z tego pomysłu. A szkoda, lepiej byłoby żeby odszedł. Pan Tomczak to stary "Legionista" i on zieje nienawiścią do Widzewa, dlatego chce nas karać.

Przypomnę tylko, że byłem pierwszym, który w polskiej piłce chciał walczyć z korupcją, ale wtedy nie miałem żadnych narzędzi prawnych, bo nie było jeszcze stosownych przepisów. W 1999 roku, gdy wprowadzałem utajnienie obsad sędziów i obserwatorów oraz zakaz kontaktowania się przed meczem działaczy i obserwatorów z arbitrami, to pan Perek śmiał mi się wtedy w twarz i mówił, że to niemożliwe. A osiem lat później widzę w gazetach twarz pana Perka zakrytą czarnym paskiem i czytam, że w sądzie powiedział: Przyznaje się do winy, jest mi przykro.

Chcę jeszcze dodać, że Widzew nie jest już Bońka, jak był rok temu. Teraz to klub pana Cacka. W piątek Sylwester Cacek odkupił od Wojciecha Szymańskiego 12 procent akcji Widzewa. Cacek ma już 88 procent akcji klubu, pozostałe 12 należy do Bońka.

Zagłębie: Nie komentujemy

- Dopóki nie otrzymamy oficjalnych informacji o przekazaniu materiałów prokuratorskich do PZPN niczego nie będziemy komentować - Jan Wierzbicki, rzecznik KGHM Zagłębia Lubin.

*źródło: Gazeta.pl


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Śro 19:15, 12 Gru 2007 Back to top

Z kim walczycie ?
Data: 11-12-2007 21:31 Autor: zmijka
Kibice

Prezentujemy Państwu tekst autorstwa kibica Wisły Kraków, dotyczący głośnej ostatnimi czasy "walki" redaktora Steca i innych dziennikarzy Gazety Wyborczej z "kibolami".



Kibol kibicowi nierówny



Z coraz większym zainteresowaniem, a jednocześnie i zadziwieniem, przyglądam się wojnie jaką redaktor Stec, a wraz z nim GW, wytoczyli ‘zjawisku kibolstwa na polskich stadionach’. Z zainteresowaniem, bo można się dowiedzieć paru ciekawych rzeczy. Z zadziwieniem, bo coraz częściej te ciekawe rzeczy mają nie wiele wspólnego z prawdą. Odnoszę wrażenie, iż to jest wojna dla samej wojny, pisanie dla samego pisania. Brak tu jakiegoś większego celu, a rzekoma walka z kibolami przerodziła się w osobistą polemikę redaktora Steca, przeświadczonego o słuszności tylko swojego zdania, z ripostującymi mu kibicami.



Samobójcza walka?



Początek i pierwotny cel wojny, przyznaję, słuszny. Mówię zdecydowane ‘nie’ rasistowskim, faszystowskim, czy wreszcie komunistycznym treściom na polskich boiskach. Mówię ‘nie’ chuliganom, zagrażającym życiu i zdrowiu postronnych ludzi. Mówię ‘nie’ zabójstwom na tle kibicowskim. Wreszcie, mówię ‘nie’ kibolom, w pierwotnym rozumieniu tego słowa. Nie odważę się jednak powiedzieć ‘nie’ kibicom. Kibicom, których redaktor Stec, w swej batalii, najwyraźniej zrównał z ‘kibolami’. Wydawać by się mogło, że z braku argumentów i merytorycznej znajomości środowiska opisywanego, GW sięga po zarzuty, już nie tyle niepoważne, co zwyczajnie śmieszne.
W trakcie ostatnich dwóch kolejek OE na polskich arenach pojawiły się transparenty z okazji 88 ‘urodzin’ Polskiego Związku Piłki Nożnej. I tak oto kibice Górnika Zabrze przedstawił płótno następującej treści: ‘"Na białym torcie raca płonie, uniesiona nasza pięść na 88. rocznicę 14-krotni wam oddają cześć", Wisły Kraków: "100 lat z okazji 88. urodzin życzy Armia Białej Gwiazdy. Chłopaki... trzymajcie się", a Korony Kielce: "100 lat z okazji 88. urodzin życzą Kibice Korony Kielce" (pogrubiłem zakazane przez PZPN symbole). Wszystkie ironicznie nawiązywały do zakazanych symboli i wyrażeń, kojarzonych z nazistami. 88 to wszak liczba symbolizująca ‘Heil Hitler’ (H jest ósmą literą alfabetu), liczba 14 oznacza ‘fourteen words’, również kojarzone z nazizmem. Słowa biała, pięść czy wreszcie litery KKK (Ku Klux Klan), są uważane za treści rasistowskie. Zakazane są także race i zdanie użyte przez krakowskich kibiców ‘chłopaki trzymajcie się’ uchodzące za pozdrawianie kryminalistów.
Zgadzam się z tym, iż wszystkie te znaki powinny być zabronione, ale tylko w konkretnym nielegalnym kontekście i o to walczyli kibice. Nie o ‘wyszydzanie walki z nazizmem, faszyzmem i rasizmem na stadionach’, jak napisał w GW redaktor Leniarski. Dalej w jego artykule możemy przeczytać: ‘Plan jest taki, aby kluby kibica przed startem rozgrywek przekazały Ekstraklasie, PZPN i stowarzyszeniu kibiców transparenty stałe do zatwierdzenia. Inne, okolicznościowe czy też spontaniczne zatwierdzałby delegat PZPN przed meczem. Tak jest na przykład w lidze włoskiej przez lata borykającej się z problemem obecnych na stadionach symboli faszystowskich i rasistowskich’. Po raz kolejny widzimy tu powoływanie się na rzekomo ‘rewelacyjnych’ kibiców włoskich. Szkoda tylko, iż to właśnie na italskich stadionach stale możemy zaobserwować komunistyczne skłonności kibiców Livorno, czy Romy, jak również faszystowskie Lazio. Szkoda tylko, że to właśnie we Włoszech byliśmy świadkami regularnych batalii na stadionach i poza nimi. Często przywoływany jest też przykład kibiców angielskich, jako tych ‘potulnych baranków’. Fakt, nie używa się tam rac, ale z rzadka w ogóle pojawiają sie oprawy meczowe. Na próżno szukać w tym zasługi nakładanych kar, czy udanej kontroli służb porządkowych. Obserwujemy tam po prostu inny model kibicowania. Burd na angielskich stadionach też nie ma, ale co z tego skoro wystarczy jeden zagraniczny wyjazd, by mieszkańcy miasta przeciwnej drużyny na długo zapamiętali ową ‘angielską inwazję’. W zestawieniu z nimi ekscesy kibiców Legii w Wilnie, czy pojawiające się z rzadka zamieszki na polskich stadionach, zdają się wyglądać jak maluch przy ‘tirze’...

Wracając jednak do tematu symboli zakazanych. Jestem przekonany, że nie było by tej całej ‘afery’ gdyby nie błędna interpretacja flagi kibiców Jagiellonii Białystok przez delegata PZPN – Andrzeja Tomaszewskiego. Związek w swojej walce zaczyna przekraczać granice rozsądku. Kiedyś delegat zagroził przerwaniem meczu, gdy na trybunach pojawił się napis zawierający słowo ‘żydowski’, które zostało uznane przez niego za obraźliwe. Czy podobna byłaby reakcja, gdyby pojawiło się tam słowo ‘francuski’? Nie sądzę. Idąc więc podobnym tokiem myślenia jak PZPN, uznanie słowa ‘żydowski’ za obraźliwe jest przejawem antysemityzmu i trzeba z nim walczyć...



Kibic to nie to samo co kibol



Zwalczając chuliganów, nie można zwalczać też normalnych kibiców. Często, gdy natrafię na artykuł poruszający tematy kibicowskie, z zadziwieniem czytam jak redaktorzy żonglują zamiennie słowami: ‘ultras’, ‘hools’, ’chuligan’, ‘kibic’, ‘pseudokibic’. Już to pokazuje, że znajomość opisywanego zjawiska jest wśród nich nikła. Artykuł traci więc merytoryczną treść, stając się luźną, acz zazwyczaj wzniosłą paplaniną, która ciągle ukazuje ten sam stereotypowy obraz kibiców. To właśnie tak tworzony wizerunek sprawia, że frekwencja na naszych stadionach, delikatnie mówiąc nie powala.
Wykreowana przez media postać kibica-mordercy odstrasza sympatyków piłki nożnej od wizyty na stadionie. Sprawia, że matki drżą ze strachu o swoje dzieci idące na mecz, co najmniej jakby jechały one na wojnę. Ten stereotypowy obraz kibiców, ma tyle samo wspólnego z prawdą co to, że ‘Polacy to złodzieje’, a ‘Rudzi są fałszywi’. Znajomych Polaków mam na prawdę wielu, złodzieja wśród nich nie ma. Rudych też paru poznałem. Oni także sprawiają wrażenie normalnych ludzi. Choć kto wie przecież ich fałszywość pewnie wyjdzie na światło dzienne z czasem... Oczywiście żartuję, bo nawet dzieci w podstawówce wiedzą, że stereotypowanie jest złe. Pewnie wielu mi przyzna rację, a jednak model kibica-bandyty wciąż istnieje. Obrażacie Państwo tym sposobem ludzi, bez których widowisko sportowe przestaje być, tak naprawdę, widowiskiem. Mogliśmy się o tym przekonać podczas protestu warszawskich kibiców. Pomijając nawet to, że bez ich dopingu Legia nie grała tak samo to stadion przy Łazienkowskiej stracił życie, zdawał się być umierającym pomnikiem dawnych czasów. Zamiast wzbudzać radość, przygnębiał. Abstrahując już od aspektów czysto kibicowskich, zwróćmy uwagę na działalność pozastadionową kibiców. Dokładniej się przyjrzałem tylko działalności tak krytykowanych ostatnio: Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa i Stowarzyszeniu Kibiców Wisły Kraków. Nie wysilając się za bardzo zajrzałem na witryny internetowe obu grup. I tak oto trafiam na liczne akcje pomocy dzieciom z Domów Dziecka (jak choćby akcje mikołajkowe), apel o oddawanie krwi dla chorej na białaczkę Agaty Mróz, akcje pomocy dla dzieci z hospicjum, organizacja wyjazdów na mecze dla osób niepełnosprawnych, organizacja turniejów piłkarskich dla najmłodszych i wiele, wiele innych. Ciekaw jestem, czy którakolwiek z redakcji, krytykujących kibiców, zrobiła tyle dla potrzebujących, co te Stowarzyszenia. Warto nadmienić, że nie są to akcje ‘na pokaz’, bowiem informacje o nich nie są ciekawym materiałem dla polskich mediów i zwyczajnie nie są szerzej upubliczniane.



Z kim walczycie?



Drodzy Państwo redaktorzy: warto sobie zadać pytanie ‘z kim walczycie?’. Z kibolami, w faktycznym rozumieniu tego słowa, czy z przedstawionymi wyżej kibicami ? Zdajcie sobie sprawę, z tego, że zabijając ruch kibicowski, zabijacie też takie, niewątpliwie pozytywne, jego aspekty. Wasza walka coraz bardziej przypomina mi walkę z wiatrakami, z tą tylko różnicą, że nawet te wiatraki mylą wam się z czymś innym. Nie tędy droga. Zrzucając ‘napalm’ na polskie trybuny wybijacie głównie tych dobrych, bo tych ‘złych’ jest na prawdę garstka, a i oni znajdą sposób by się uchować. Jeszcze raz podkreślę. Walczmy z chuliganami, walczmy z rasizmem, faszyzmem, komunizmem na polskich stadionach. Nie usiłujmy jednak na siłę zrobić z nich teatrów, bo pomimo wszelkich starań to się nie uda. Słynne, przytaczane przez redaktora Steca ‘pozdrowienia dla PZPN’ są krzyczane przez wszystkich widzów, a nie tylko ‘kiboli’. Ba, jest to nawet jeden z nielicznych momentów kiedy do ‘dopingu’ włącza się ta ‘lepsza, bogatsza klasa kibiców’, określana żartobliwie jako ‘krawaciarze’, czy ‘pikniki’. Mecz to wielkie emocje, a emocjom sportowym towarzyszy ten specyficzny rodzaj złości. Śmiem nawet twierdzić, że jest to pewna odskocznia, kiedy można się wyżyć, dać upust nerwom, co w innych miejscach nie przystoi.
Dla mnie osobiście każde wyjście na mecz wiąże się ze specyficznym rodzajem odczuć. Gdy mijam bramy stadionu zostawiam za nimi wszelkie zmartwienia, problemy, smutki. Liczy się tylko jedno – mecz mojej ukochanej drużyny. Pomoc jej, w postaci głośnego, zagrzewającego do walki dopingu.
Wiem bowiem, z własnego boiskowego doświadczenia, że doping dodaje skrzydeł. Sprawia, że nie czujesz zmęczenia i bólu, że masz wrażenie, iż nie ma dla ciebie granic, barier nie do pokonania.

Gdy po meczu emocje opadną, gdy piłkarze podchodzą podziękować za doping, serce mi rośnie, bowiem wiem, że mój zdarty głos miał dla nich znaczenie. Na drugi plan schodzi wtedy wynik meczu, (choć zwycięstwa radują szczególnie), bo mam świadomość, że my na trybunach daliśmy z siebie wszystko i tworzymy całość. Łączy nas jeden cel: dobro naszej drużyny. Nie ważne czy będzie to Wisła, Legia, Korona, czy Lech, czy jeszcze inny zespół.



Panie redaktorze Stec i inni redaktorzy, jeżeli z tym Państwo chce walczyć to nie mogę Państwu życzyć powodzenia. Jeżeli jednak celem Państwa ataków są ci na prawdę źli, to jestem z Państwem swoim całym, kibicowskim sercem. Apeluję jednak do Was, byście Państwo rozważniej oceniali środowisko kibicowskie i przemyśleli sprawę, kogo faktycznie powinno się z trybun wyeliminować. Żądam wręcz, byście Państwo nie wrzucali kibiców i kiboli do jednego worka. Na koniec chciałbym życzyć Państwu, żeby Państwu również dane było doświadczenie tego cudownego uczucia, które towarzyszy kibicowi w trakcie meczu jego drużyny, fetowania jej zwycięstw, przeżywania porażek, jednak nie odwracania się od niej nawet w najgorszych chwilach. To bowiem cechuje tylko prawdziwego kibica, a nie sympatyka piłki nożnej (choć jedno drugiego nie wyklucza). Może wtedy nas Państwo zrozumiecie.





źródło SKWK


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Czw 14:33, 13 Gru 2007 Back to top

Związkowy Trybunał Piłkarski uchylił decyzję Wydziału Gier PZPN o rozwiązaniu z winy Górnika Łęczna kontraktów kilkunastu byłych piłkarzy tego klubu.

Oznacza to, że zawodnicy, którzy na przełomie lipca i sierpnia tego roku odeszli z uwikłanego w aferę korupcyjną Górnika za darmo, muszą do niego wrócić.

Cała sprawa zaczęła się w wakacje. 21 czerwca Związkowy Trybunał Piłkarski, jako organ dyscyplinarny PZPN drugiej instancji, podjął decyzję o karach wobec klubów zamieszanych w aferę korupcyjną. Górnik Łęczna został karnie zdegradowany do III ligi.

Wówczas do WG PZPN posypała się natychmiast lawina wniosków graczy Górnika o zwolnienie ich z winy klubu z obowiązujących kontraktów. Złożyli je kolejno Piotr Leciejewski (obecnie Korona Kielce), Michał Łabędzki (Arka Gdynia), Dawid Sołdecki (Jagiellonia Białystok), Łukasz Masłowski (Widzew Łódź) i Jakub Grzegorzewski (Odra Wodzisław Śląski). Co prawda Masłowski wycofał prośbę sam, ale potem doszedł do porozumienia z klubem i rozwiązał umowę za porozumieniem stron. Z kolei roszczenia Grzegorzewskiego zostały oddalone z powodu wypożyczenia go do Odry Wodzisław Śląski.

Na kolejnym posiedzeniu stanęły wnioski sześciu następnych zawodników: Toniego Golema (Ruch Chorzów), Borče Manevskiego (FK Pobeda (Prilep)), Wałerija Sokołenki (Desna Czernihów), Przemysława Kuliga (Cracovia), TOMASZa MIDZIERSKIego (LECH POZNAŃ) i Janusza Surdykowskiego. Wszystkie WG PZPN uznał za zasadne. Jedynie Surdykowski wycofał swój wniosek, porozumiał się z klubem i został wypożyczony do Podbeskidzia Bielsko-Biała. Ostatnio pojawił się w Łęcznej i być może wystąpi w Górniku na wiosnę.

Do listy dezerterów dołączyli jeszcze Przemysław Tytoń (Roda JC Kerkrade) i Kamil Stachyra (Motor Lublin).

Wszystkie te decyzje WG PZPN uzasadniał wówczas artykułem 14 par. 4 uchwały zarządu PZPN, regulującej stosunki pomiędzy klubem i zawodnikiem. Według niej piłkarz może rozwiązać kontrakt z winy pracodawcy w razie rażącego naruszenia przez klub swoich zobowiązań.

We wtorek Związkowy Trybunał Piłkarski uchylił je, uznając, że wymienieni zawodnicy nie mieli prawa odejść. - Górnik Łęczna SA nie może odpowiadać za to, co się działo w klubie przed utworzeniem spółki. Dlatego nie można przyjąć, że degradacja do III ligi to nasza wina i kontrakty są nieważne - wyjaśnia adwokat Górnika Wanda Wantuch.

Wszyscy gracze, którzy jesienią zdecydowali się uciec ze zdegradowanego Górnika, najpóźniej 1 lipca 2008 r. muszą stawić się w Łęcznej z powrotem i wypełnić obowiązujące ich umowy. Przysługuje im jeszcze skarga kasacyjna, którą do Związkowego Trybunału Piłkarskiego składa strona niezadowolona z wyroku.

To nie wszystko. Działacze Górnika będą walczyć o odszkodowania. - Na pewno nie złożymy broni. Zabrano nam prawie wszystkich podstawowych zawodników. Z nimi Górnik mógłby osiągnąć w trzeciej lidze lepszy wynik. Będziemy dążyć do zadośćuczynienia - zapowiada Wanda Wantuch.

Uzasadnienie pisemne ma dotrzeć do klubu i zawodników w ciągu kilkunastu dni. - Na razie ogłoszenie Związkowego Trybunału Piłkarskiego otrzymałam ustnie, czekamy też na pismo - kończy mecenas Wantuch.

źródło: Gazeta.pl


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez KIBOL1922 dnia Czw 14:36, 13 Gru 2007, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Wto 15:36, 18 Gru 2007 Back to top

Skarb rzuca sport
Radosław Leniarski, współpraca: groh
2007-12-18, ostatnia aktualizacja 2007-12-18 10:56



Dzięki 17-20 mln zł koncernu miedziowego KGHM Zagłębie Lubin zdobyło mistrzostwo Polski w piłce nożnej i piłce ręcznej mężczyzn, a za 100 mln zmodernizowano stadion. Na garnuszku spółek skarbu państwa - Polskiej Grupy Energetycznej, Jastrzębskiej Spółki Węglowej i PZU - były też trzy najlepsze drużyny siatkarskie. Skra Bełchatów (8 mln) chce być nawet najlepsza w Europie, a GKS Bełchatów ma największy budżet w lidze piłkarskiej. Za 10 mln PGE utrzymuje też wicemistrzów Polski w koszykówce: Turów Zgorzelec.

- Chcielibyśmy uniknąć sytuacji, by o mistrzostwo Polski grały drużyny sponsorowane przez skarb państwa - mówi "Gazecie" wicepremier Grzegorz Schetyna. - Dlaczego w sponsoring angażują się firmy energetyczne, które mają monopol na rynku. Czemu taka reklama miałaby służyć? - pyta minister skarbu Aleksander Grad.

Ministrowie sportu i skarbu oraz wicepremier mają omówić ten plan jeszcze w tym tygodniu.

W PRL-u w sporcie rządziły kluby wojskowe, milicyjne, a najczęściej związane z przemysłem. W III RP część z nich upadła, a część przeszła w prywatne ręce. Zagłębie, GKS i Skra przetrwały dzięki temu, że górnicze i energetyczne kombinaty mają się coraz lepiej. Budżet klubów z Bełchatowa wzrósł w ostatnich latach o 400 proc.

- Kluby sponsorowane przez skarb państwa dostają na utrzymanie 30 mln zł, a kluby, które mają sponsorów prywatnych, muszą przeżyć za kwotę dziesięciokrotnie niższą. Myślę, że minister skarbu powinien zakazać nierynkowych praktyk - mówi minister sportu Mirosław Drzewiecki.

Według Konrada Piechockiego, prezesa PGE Skra Bełchatów, w której grają największe gwiazdy polskiej siatkówki, pomysł ministrów wyrówna szanse klubów, ale straci na tym sport. A członek zarządu Elektrowni Bełchatów Edward Maruszak przekonuje: - Sport jest najtańszą formą reklamy, a po uwolnieniu cen energii grupa PGE musi zaistnieć w świadomości Polaków.

- Jeżeli polityk rozstrzyga, ile bogata spółka skarbu państwa płaci na klub, który zwykle, dziwnym trafem, jest z jego regionu, to jest to sytuacja niedopuszczalna - twierdzi minister Drzewiecki.

- KGHM odprowadza dywidendy do budżetu, a nie czerpie z niego. Wyrównywanie szans w sposób, o którym mówi minister Drzewiecki, było za komuny - mówi 28-letni Robert Pietryszyn, były szef opolskiej młodzieżówki PiS, który właśnie za rządów tej partii został prezesem Zagłębia Lubin. Tak w Zagłębiu było zawsze. Zmieniał się rząd, zmieniały się władze KGHM i klubu. Z naszych informacji wynika, że tradycji stanie się zadość i dni Pietryszyna są policzone.

- Pomysł ministrów ma więcej zalet niż wad. Relacje klubów z prywatnymi sponsorami są oparte na zasadach biznesowych, nie ma miejsca na sztuczki finansowo-księgowe, podwyższa poziom sportowy i zmniejsza pole do korupcji - mówi dyrektor w firmie doradczej Deloitte Jacek Bochenek.

Zagłębie Lubin, podobnie jak Bełchatów i Górnik Łęczna (kopalnia Bogdanka), jest po uszy zamieszane w aferę korupcyjną w polskim futbolu. Drużyna z Lubina już zimą może zostać zdegradowana za kupowanie meczów.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
KIBOL1922




Dołączył: 02 Lut 2007
Posty: 5184 Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BUŁGARSKA 5/7

PostWysłany: Śro 19:11, 19 Gru 2007 Back to top

Legia bez "żylety"
Michał Wojtczuk, Maciej Weber
2007-12-18, ostatnia aktualizacja 2007-12-19 09:46


Właściciel Legii chce, by rozbudowa stadionu zaczęła się od zburzenia aż trzech trybun, w tym osławionej "żylety". Kibice są przekonani, że to kara za chuliganów, którzy przychodzą na "żyletę"


Na stadionie Legii na razie nie są rozgrywane żadne mecze. Trwa zimowa przerwa w rozgrywkach Orange Ekstraklasy. Piłkarze zagrają tu 1 marca. Zmierzą się z ŁKS-em. Mniej więcej wtedy stołeczny ratusz powinien wybrać firmę, która rozbuduje stadion. Urzędnicy liczą, że inwestycja wystartuje w pierwszej połowie 2008 r. - Projektanci z firmy JSK dowodzą, że ze względów finansowych, technologicznych i bezpieczeństwa, zwłaszcza zapewnienia sprawnej ewakuacji, lepiej jest zburzyć wszystkie trzy odkryte trybuny naraz i wszystkie trzy zacząć razem budować - przyznaje Tomasz Andryszczyk, rzecznik ratusza.

Gdyby przyjęto sugestię projektantów, już w przyszłym roku zniknąłby centralny sektor zwany żyletą, na której siedzą najzagorzalsi i radykalni fani zespołu. To zmiana w stosunku do pierwotnych planów modernizacji przewidujących stopniową rozbiórkę trybun. Ich budowa ma trwać do wiosny 2009 r. Przez ten czas kibice mieliby do dyspozycji 5314 miejsc na trybunie krytej. Dziś stadion ma ok. 13,6 tys. miejsc, po rozbudowie będzie ich 32 tys. - Kibice nie ucierpią na zmianie harmonogramu. Średnia frekwencja na meczach rundy jesiennej wynosiła 5,5 tys. widzów - mówi prezes Legii Leszek Miklas.

Władze klubu dodają też, że jednoczesne zamknięcie starych trybun sprawi, że rozbudowa stadionu będzie o ok. 2 mln zł tańsza (koszt całkowity szacuje się na ponad 360 mln zł).

Kibice są jednak oburzeni. "Jeśli to ma być kara, to jest grubo spóźniona i nie odniesie ona wychowawczego skutku. Wręcz przeciwnie - konflikt narośnie. Ciekawe tylko, z niekorzyścią dla kogo. Legia traci w Polsce opinię klubu z najlepszym dopingiem" - napisał na forum gazeta.pl internauta o nicku Fabian E. Rybczyk.

Twierdzą, że trybuna kryta nie ma za sobą takiej legendy i takiej atmosfery, jak świetnie usytuowana "żyleta". I uważają, że klub robi im na złość.

Coś w tym jest. To z "żylety" przez całą rundę jesienną leciały przekleństwa m.in. pod adresem Mariusza Waltera, prezesa ITI. A to dlatego, że stadionowi chuligani, którzy utożsamiają kibicowanie z burdami, mają za złe władzom klubu, że z nimi walczą. Szczególnie dużo zakazów wstępu na stadion posypało się latem po bójkach, jakie ultrasi Legii wywołali podczas pucharowego meczu w Wilnie. Legia została za to wykluczona z międzynarodowych rozgrywek.

ITI przyznaje, że niezbyt przejmuje się urażonymi uczuciami bywalców "żylety". - Gdyby kibice zachowywali się inaczej, być może postawiono by na inne rozwiązanie - mówił niedawno w rozmowie z "Dziennikiem" Mariusz Walter.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin